środa, 20 marca 2013
rozdział 2
Przez kolejne 4 dni Harry nie widział Louisa. Codziennie miał nadzieję, ze przechadzając sie ulicami spotka na swojej drodze te znajome, niebieskie oczy. Był na siebie zły za to uczucie. Nie chciał tego i dobrze to wiedział, mimo tego nieznana siła codziennie przynosiła mu na mysl wspomnienie Louisa. Tak mało o nim wiedział. A tak dużo mógł się jeszcze dowiedzieć. Gdyby nie zachował się jak skończony dupek mógłby poznać szczegóły tak bardzo fascynującego go życia. Nigdy nie spotkał nikogo bogatego w tej dzielnicy. Louis musiał byc naprawdę wyjątkowy, jesli ośmielił się zapuścić aż tutaj. Z każdą minutą Harry czuł coraz większy zal do siebie. Wieczorem, gdy słońce już zachodziło, chłopiec wdrapał się na dobrze znany mu dach. Przymrużonymi oczami patrzył na odległe domy. W którym z nich był Louis? Co teraz robił? Czy w ogóle pamiegtał jeszcze Harry'ego? czy był on dla niego jedynie przelotną nową znajomością.
Chłopak siedział zamyślony przegryzając znalezione na ziemi jabłko.
'gdzie jesteś Louis? Ty podły, rozpuszczony dzieciaku?'
Odpowiedź była oczywista. Po drugiej stronie Tamizy.
Louis obudził się wściekły. od czterech cholernych dni musiał siedzieć w domu, poniewaz jego rodzicie nie pozwolili mu go opuszczać. Ktoś doniósł na niego, ze przekracza most.Louis nie wiedział kto to, ale najchętniej zabiłby tą osobę. Bo za wszelką cenę chciał wrócić za rzekę. Sam nie wiedział, co tak bardzo go tam ciągnęło.No dobrze, wiedział doskonale. Harry. Ten chłopiec, którego zupełnie przypadek poznał, miał w sobie coś, co kazało Louisowi wracać wspomnieniami do tamtego dnia, w którym spojrzał w oczy Harry'ego. To coś było małe, nieznośne, ale za razem piękne.
Louis myślał o Harrym
Harry myślał o Louisie.
Zupełnie nieznajomym chłopcu z tak odległego świata.
Louis tracił cierpliwość. Każda kolejna sekunda spędzana w zamknieciu doprowadzała go do obłędu. Nie wytrzymał. Po cichu opuścił swój dom i wybiegł na ulicę.
Biegł
Uciekał
Przed siebie
Do niego.
Nim ktokolwiek zdołał zauważyć, Louis był już przy moście. i wtedy ogarnęły go watpliwości. Czy Harry chce sie z nim widzieć? Czy będzie w stanie odezwać się, gdy spotka już chłopaka ?
Nie wiedział tego
Ale szedł dalej.
Stanął naprzeciwko domu Harry'ego. Zapukał.
Raz,
drugi,
trzeci.....
Nikt nie otwierał, nikt nie odpowiadał. Louis poczuł smutek. Rozczarowanie zalało całe jego ciało. Odwrócił się i ruszył ulicą spowrotem w stronę mostu.
-Louis?- usłyszał cichy głos dobiegający zza jego pleców.
Odwrócił sie i ujrzał zielone oczy wpatrujące się w niego z niedowierzaniem.
-Harry- powiedział i podszedł bliżej chłopaka.
Louis był szczęsliwy
Harry był zmieszany.
Widok Louisa na swojej drodze wywoływał u niego niechciane i nieznane dotąd uczucia. Chciał go poznać, przebywać z nim, rozmawiać, patrzeć w jego niebieskie oczy,
podziękować...
-Co tu robisz?- spytał obojętnym tonem, ponieważ coś go hamowało przed tym, żeby pokazać, jak cieszy sie z obecności Louisa.
-Ja...-Louis był zawstydzony-przyszedłem...do ciebie.
Spojrzał na Harry'ego. Widział że w zielonych tęczówkach maluje się zaskoczenie.
-Do mnie ?- wyjąkał Harry- co sporowadza tak ważną osobistość do takiego biedaka jak ja ?- uśmiechnął się.
Louis zauważył, ze Harry ma piękny usmiech.
Nie odpowiedział tylko również sie uśmiechnął.
Harry zauważył, ze Louis na prawde pięknie się uśmiecha.
-Chodź wobec tego- powiedział usmiechnięty zielonooki.
Louis poszedł za Harrym. Szli przez miasto aż na sam skraj dzielnicy. Tam oczom Louisa ukazała się przepiękna łąka.
Louis był zauroczony
Harry był rozbawiony.
Z przekornym uśmiechem spojrzał na Louisa.
-Pięknie, co?- spytał siadając na trawie.- to jedno z miejsc, gdzie mogę uciec od problemów.
-Tak, rzeczywiście pięknie- odparł Louis siadając koło Harry'ego.
Milczeli przez chwilę, ale cisza im nie przeszkadzała.
i Louis i Harry poczuli się wolni.
-Harry?-zaczał Louis
-hmm?- mruknął chłopak spoglądając na niebieskookiego.
-Nie znamy nawet swoich nazwisk.
Harry zasmiał sie. po co komu nazwiska?
-Jestem Louis William Tomlinson, ale mów mi po prostu Lou.
-Harry Styles. Harry wystarczy.- chłopak usmiechnął się. Louis kolejny raz nie mógł oderwać oczu od uśmiechu Harry'ego.- ile masz lat Lou ?
-piętnaście-odparł Louis- a ty ?
-też.
Louis był zaskoczony. Zaledwie piętnastoletni chłopak potfafił radzic sobie zupełnie sam ze wszystkim, co go otaczało. Podczas gdy on sam wylegiwał się w luksusach, Harry walczył o przetrwanie. Nienawidził siebie za to, ze był bogaty.
-Powiedz mi Louis-odezwał się Harry- jak to jest być tak obrzydliwie bogatym?
Louis westchnął. Nie lubił mówić o swoim życiu. Czuł się wtedy jak bogaty smieć, nieznający życia. a moze nim był ?
-Harry, czy ja muszę...?-spytał z nutą zażenowania w głosie
-nic nie musisz Louis-odrzekł Harry- chyba ze chcesz.
-TUTAJ nic nie muszę. Tam, gdzie zyję nie istenieje wolność. Mam z góry zaplanowane całe życie. co mam robić, kiedy i jak. Nie mam wolności, nie mam możliwości wyboru. Rodzice decydują z kim mam sie zadawać, gdzie chodzić, co mówić, w co sie ubierać. Traktują mnie jak lalkę- w oczach Louisa zebraly sie łzy- a ja...
-a ty potrzebujesz jedynie odrobiny wolności i zrozumienia- dokończył za niego Harry cicho.
Louis spojrzał w oczy Harry'ego. Harry spojrzał w oczy Louisa.
Ponownie to uczucie, ponownie coś, czego żaden z nich nigdy nie czuł. W tej chwili dla nich obu przyjemne i wyczekane.
Harry położył się na trawie. Mylił się co do Louisa. Nie był zepsuym, bogatym chłopcem. Poczuł, ze Louis kładzie sie obok niego.
-Chciałbym zostać tu na zawsze-szepnął Lou
-To zostań- odparł Harry i się ożywił- razem dalibyśmy radę, zamieszkałbyś u mnie, znalazłoby się jakies miejsce-w jego zielonych oczach pojawiły się iskierki nadziei-razem bylibyśmy niezłomni...
Louis wiedział, ze musi to przerwac.
-Nie mogę, Harry.
Harry wiedział, ze Louis nie mógł. Wiedział też, ze znalazł w nim kogoś więcej, niż zwykłego przypadkowego znajomego. Znalazł bratnią duszę.
Louis nigdy nie miał przyjaciół. Teraz patrząc na Harry'ego, wolnego, radosnego chłopaka czuł, ze to właśnie z nim odnalazł współny język, zgodność serc i umysłów.
-Muszę iść-powiedział po chwili, a Harry posmutniał.
-Wrócisz jutro?-spytał nieśmiało Harry
-Wrócę- odpowiedział cicho Louis-Bedę tutaj w południe.
Harry spojrzał w oczy Louisa. Dostrzegł w nich błękit nieba, dostrzegł piekno, jakiego nigdy w życiu nie widział.
Louis spojrzał w oczy Harry'ego. Dostrzegł w nich zieleń trawy, dostrzegł wolność, której tak bardzo mu brakowało.
-do jutra Harry-powiedział i ruszył w stronę drogi.
Harry przypatrywał się odchodzacej postaci. Kim on właściwie był? Co takiego miał w sobie Louis William Tomlinson, ze Harry czuł się przy nim tak dobrze? Że chciał za nim biec i spędzić chociażby minutę więcej razem ? Wsunął rękę do kieszeni. Monety...Na śmierć zapomniał podziękować Louisowi. To nic, podziękuje mu jutro.
Pękła w nim cała duma i uprzedzenie, jakie czuł w stosunku do Louisa.
Powolnym krokiem ruszył do domu, wpatrując się w niebo, teraz tak bardzo przypominające tęczówki kogoś, za kim Harry zdążył już zatęsknić.
mam nadzieję, ze nic nie zepsułam, a sprawy nie rozwinęły się zbyt szybko ?
jak coś to pisać, napisze alternativa :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Cześć!
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz :)
Czytam ten blog od początku i już wyczekuję na nexta :D
Kocham Larrego i bardzo przyjemnie mi się czyta twoje opowiadanie :D
Ciekawa jestem co się stanie dalej.
No i sprawy oczywiście nie rozwinęły się za szybko!
Jest świetnie :)
Pisz szybciutko następny rozdział! :)
Vicky ♥
Zapraszam Cię również na mojego bloga:
http://onewayoranother-one-direction.blogspot.com/
Dopiero zaczynam :)
Dziękuje bardzo :) postaram się dodać nowy rozdział dziś lub jutro :)
Usuńjasne, wejdę na Twój.
Świetne i wpadajcie na nasz http://naomi-mystory.blogspot.com
OdpowiedzUsuńzaczyna się robić coraz ciekawiej :))
OdpowiedzUsuń