środa, 20 marca 2013

rozdział 1.


Louis przechadzał sie po mieście. w odróżnieniu od ludzi, który go otaczali wyglądał bardzo zwyczajnie. nie lubił chwalić się bogactwem swoich rodziców i chociaż mama z uporem maniaka starała się go stroić, Louis zawsze po kryjomu przebierał się i roztrzepywał ułożone idealnie włosy. Chciał wyglądać zwyczajnie. Chciał wyglądać jak ONI. Było zimno, jak na tę porę roku. Wiosenny wiatr rozwiewał jego brązowe włosy, a lekka mżawka muskała nieskazitelną cerę. Szedł w dobrze znane mu miejsce.W stronę mostu. Gdy tylko wszedł do biednej dzielnicy obstąpiły go dzieci, które kojarzyły go już i wiedziały, ze zawsze da im coś do jedzenia. Lou wyjął z kieszeni spodni paczkę cukierków i parę bułek i dał zgłodniałym dzieciom. Lubił patrzeć gdy na zmęczone i smutne dziecięce twarze wdziera się uśmiech. Szedł dalej przypatrując sie dokładnie wszystkiemu, co go otaczało. Tak bardzo różniło sie od tego, co widywał na co dzień  Tak bardzo chciał pomóc wszystkim tutaj, ale nie potrafił. tak sie zadumał, ze nie zauważył uciekającego chłopaka, który wpadł prosto na niego.
-jak łazisz?!-rzucił i chwycił Louisa za ramię- chodź! szybko!
zdezorientowany Louis pobiegł za wysokim chłopcem, który trzymał w dłoniach 2 bochenki chleba. Kątem oka zauważył straż porządkową goniącą już teraz ich obu i od razu zrozumiał o co chodzi. Tamten chłopiec ukradł te chleby, a teraz ucieka przed konsekwencjami. Skręcili w uliczkę równoległą do rzeki. Chłopiec biegł na prawdę szybko, Louis ledwo za nim nadążał. Nagle wbiegli w tłum i poczuł rękę zaciskającą się na jego przegubie i wciągającą go w zaułek. Patrzył jak straż biegnie dalej. Gdy drugi chłopak upewnił się, ze już są bezpieczni wyszli z wnęki. Louis mógł dopiero uważniej przyjrzeć się chłopakowi. Miał około 16 lat, brązowe loki opadające na czoło, a twarz brudną i zoraną bliznami. Lecz tym, co przykuło największą uwagę Louisa były jego przenikliwe zielone oczy.
-chodź- rzucił nieznajomy, a Louis jak zaczarowany poszedł za nim.
Po niedługim marszu doszli do maleńkiego domeczku, w oknach miał powybijane szyby, uszczelnione jakimiś szmatami, drewniany dach, obdrapane ściany i mocno sypiące się drzwi. Czegoś takiego Louis nigdy nie widział. Zaskoczenie mieszało się ze współczuciem.
Dla Harry'ego mina chłopaka była jednoznaczna. Bogacz. Sam nie wiedział, dlaczego kazał mu biec za nim, dlaczego zaprosił go do siebie. Jakaś nieznana siła kazała mu to zrobić. Czuł wstręt do siebie i do chłopaka. Omiótł go spojrzeniem. Brązowe włosy, idealna cera, czyste ubranie, niewysoki, coś koło 15 lat, to obrzydliwe zaskoczenie widniejące na jego twarzy. Harry już go nienawidził. Po chwili ich spojrzenia się spotkały. Wywołało to u obydwóch dziwne uczucie w brzuchu, dla Louisa intrygujące i przyjemne, dla Hary'ego niechciane i irytujące.
-Louis-powiedział nieznajomy i wystawił rękę.
Harry zawahał się chwilę. bał sie, ze chłopak nie ma co do niego dobrych zamiarów. ale przecież nie był stąd, był głupi i nieświadomy, jak małe dziecko
-Harry- powiedział w końcu i krótko uścisnął dłoń chłopaka.- wchodź.
Weszli do domu.
Harry poczuł wstyd
Louis poczuł zaciekawienie.
Tak bardzo różny był ten widok od tego, co widział na co dzień. Stanąwszy w wejściu zaczął rozglądać się dookoła. Mały pokoik połączony z kuchenką, w której ledwo co by się zmieścił, stare, walące się łózko, nakryte jedynie kocem. Louis zrozumiał, że to jedyne okrycie Harry'ego. Stolik przykryty kawałem materiału, na którym stała zupełnie pusta miska, a przy nim krzesło. panujący wokół bałagan nie odrzucił Louisa. Wręcz przeciwnie. Zaciekawił go.
-Siadaj Louis-powiedział Harry i wskazał dłonią łóżko.
Louis usiadł i zaczął przyglądać się Harry'emu. Ten ostrożnie położył chleby na stoliku i oderwał dwa kawałki. Wręczył jeden z nich chłopakowi i usiadł koło niego. Louis wiedział, ze ten chleb to dla Harry'ego błogosławieństwo, ale przyjął kawałek, żeby się nie wywyższać.
-co tu robi taki jak ty, Louis?-spytał Harry biorąc kęs chleba, a na jego szczupłej twarzy pojawił się wyraz zadowolenia. Louis zrozumiał, że chłopak dawno nic nie jadł.
-jestem tu często-powiedział Louis również gryząc chleb-męczy mnie moje życie, a ciekawi to, jak jest tu.
Harry zaśmiał się. Głupi, zepsuty chłopiec- pomyślał.
-męczy cię twoje życie?-powiedział drwiąco-ty nie musiałeś patrzeć na śmierć twoich rodziców mając 11 lat, przez twoją niezaradność nie zmarła jedyna siostra, ty nigdy nie wiedziałeś jak to jest być głodnym lub bezdomnym.-głos Harry'ego był pełen wyrzutu- i ty mówisz, ze meczy cię twoje życie.
Louis poczuł wstyd
Harry poczuł triumf.
-przepraszam Harry-powiedział zmieszany Louis- ja nie wiedziałem...
-nikt nie wie- odpowiedział cicho Harry- nikt nic nie wie. przywykłem do tego, ze jestem zdany tylko na siebie. nienawidzę was, obrzydliwych bogaczy z drugiego brzegu. macie wszystko, a wiecznie narzekacie. zepsute szumowiny- powiedział Harry i wstał, by urwać kolejny kawałek chleba.
-Więc dlaczego tu jestem, Harry?- spytał Louis patrząc na chłopaka o zielonych oczach. oczach, które widziały już tak wiele. O wiele więcej niż Louis mógłby nawet sobie wyobrazić
Harry nie potrafił odpowiedzieć. Sam nie znał odpowiedzi na to pytanie.
-nie wiem.-odparł i spuścił głowę.
-Harry czy ja...czy ja mogę ci jakoś pomóc?- spytał Louis, ale zaraz pożałował swoich słów, gdy ujrzał wzburzony wzrok Harry'ego.
-Nie potrzebuję niczyjej pomocy!-krzyknął zdenerwowany chłopak-sam daje sobie świetnie radę. żaden zepsuty bogacz nie będzie mi 'pomagał'- słowo 'pomagał' przesycił ironia i wstrętem.- Właściwie nie wiem, co tu jeszcze robisz. czy twoi bogaci rodzice nie czekają na ciebie z jakimś pysznym obiadkiem, z którego i tak pół wyrzucisz?
I wtedy Louis zrozumiał, jak bardzo Harry nim gardzi. Spojrzał jeszcze raz w zielone oczy, teraz przepełnione nienawiścią. Dostrzegł w nich coś, co nie dawało mu spokoju. Patrząc w nie czuł, że choć na pozór są z dwóch innych światów, jakaś więź łączy go z zielonookim chłopakiem.
Harry patrząc w niebieskie oczy widział fascynację i podziw. Schlebiało mu to, ale nienawidził Louisa. Tego zepsutego, bogatego dzieciaka. Mimo to miał nadzieję, ze kiedyś jeszcze będzie mógł spojrzeć w te oczy. Nie podobało mu sie to uczucie. Pragnął je od siebie odrzucić, ale im dłużej patrzył w oczy Louisa, tym bardziej chciał go poznać.
-masz rację-odezwał się Louis- pójdę już. Miło było cię poznać.
Harry nie odezwał sie ani słowem. Chciał zatrzymać Louisa, ale tego nie zrobił. Duma mu na to nie pozwoliła. 'niech idzie'-myślał-'Styles idioto, to dzieciak z wyższych sfer, nie jest wart twojej uwagi' Ale z każdą myślą Harry czuł co raz większa chęć zobaczenia Louisa jeszcze raz, w głowie wciąż żył obraz niebieskich oczu chłopaka. Harry obrócił się i oparł rękoma o stół. Na blacie leżało kilka złotych monet.....

1 komentarz: